Kolejny rok, kolejna FIFA…

to już taka tradycja, ta gra będzie wychodziła do końca świata i o jeden sezon dłużej. EA wcale się nie zatrzymuje i przedłużyło umowę z FIFA do 2023. A co potem? Pewnie umowa do 2030. I tak do końca świata. Nie będę ukrywał, że ta seria to dla mnie gra wyjątkowa – pierwsza gra, jaką zagrałem na PC, pierwsza, jaką odpaliłem na swoim własnym komputerze za pierwsze zarobione przez całe wakacje. Ale to, czym FIFA była zmieniało się wraz z kolejnymi latami – na początku zarywałem noce żeby grać karierę, (kto wymaksował Petrova samymi wolnymi w FIFA 2005 ręka w górę!) potem wraz z dostępem do Internetu zobaczyłem, że „ta gra mimo wszystko może być ładna” i zainteresowałem się patchmakeringiem, żeby teraz (wraz z – nie ma co się oszukiwać – upadkiem patchmakeringu) stała się grą typowo online. Mimo wszystko ta gra od samego mojego (i jej) początku była grą w stu procentach kanapową. Już w końcówce lat 90-tych, gdy tylko pożyczyłem na ferie świąteczne od wuja komputer graliśmy z sąsiadem, jeden na padzie drugi na klawiaturze. W 2006 FIFA World Cup przez całe wakacje były turnieje odbywające się cały dzień. Dużo później przyszedł czas Xboxa 360, przesiadywania przy piwku z kumplami (a czasami i koleżanki potrafiły z nami pograć). I do dziś tak naprawdę to się nie zmieniło – ciągle z kumplami gramy wieczorami w FIFE, zmieniał się jedynie sprzęt.

Skąd tak przydługi, nostalgiczny wstęp? Ano stąd, że FIFA 19 stała się grą wybitnie dla graczy, którzy siedzą obok siebie. Wreszcie kanadyjski oddział napisał kawałek kodu, który dodaje kilka istotnych zmian w aspekcie szybkiego meczu. A co najlepsze, spełniła moje dziecięce marzenia dotyczące tego trybu. Zawsze chciałem grać finał turnieju po prostu w pojedynczym meczu, nie bawić się w rozgrywanie całych drabinek. Zawsze chciałem namiastki trybów z Streeta. A dostałem jeszcze więcej. Dzięki praktycznie zbudowanemu od nowa systemowi szybkiego meczu dostaliśmy właśnie te możliwości… ale to każdy z nas wie. Na wielki plus warto zaliczyć drobnostkę – ustawienie profilu dla każdego osobnego gracza. Dzięki temu można dokładnie zliczać statystki pomiędzy osobnymi graczami. Dzięki temu wreszcie wiadomo, kto jest naprawdę debeściak! Trochę jedynie zasmuciły mnie te ekstra zasady. Szkoda, że nie da się ich łączyć. Mecz bez zasad + bramki zza pola karnego x2 to była by rzeź i sceny z filmu Mad Max na boisku. No, ale niestety… może za rok. No i jeszcze brakuje mi boiska jak z zeszłorocznego Journey (niczym ze Streeta) oraz tego pierwszego meczu z tegorocznej wersji (Jezusie, jak zobaczyłem ten mecz dziadka Huntera to mi opadła szczenna, naprawdę. I jeszcze scoreboardy oraz lekki retro filtr na obraz. EA- CZEMUŚCIE NIE DODALI TEGO DO NORMALNEGO MECZU? Przecież można było dla każdej drużyny dać generowane stroje pod kolor obecnych strojów).

I w ten naturalny sposób przeszliśmy do trybu fabularnego. W tym roku doprowadzamy Huntera do piłkarskiej nieśmiertelności – do Klubowego Mistrzostwa Europy. Ale czy na pewno? Jak wszystkim wiadomo, w tym roku mamy trzy postacie. I o ile prowadząc pannę Hunter nie ma jakiś zgrzytów, to już w przypadku Williamsa i Alexa musimy coś wybrać. Albo jeden w finale Ligi Mistrzów albo drugi. Obu się nie da. To nie GTA 5, że mamy wybór w misji, że każdy będzie zadowolony. Ale szczerze mówiąc historia Alexa Huntera jest najmniej ciekawa. W sumie ona ogólnie nigdy nie była szczególnie ciekawa, ani rok temu ani dwa. Historie jego siostry oraz przyjaciela są dużo ciekawsze i dużo lepiej poprowadzone. Oczywiście – nie są to historie prowadzone jak w filmach Kubricka czy co najmniej Nolana, ale nie są mega infantylne. No i ciągle tylko kilka wyborów mają naprawdę realne odzwierciedlenie w grze, a niektóre są bezsensowne. Możesz nastrzelać 10 bramek w 3 meczach pod rząd, ale i tak cię posadzą na ławce, bo „za bardzo zajmujesz się swoją marką a nie grą”. Problemem Drogi do sławy jest chyba właśnie problem, że ciężko pogodzić fabułę z grą. Fabuła musi toczyć się dalej swoimi torami, bez względu na to, co robisz. Ale plusem jest dość duża kompaktowość i popychanie tej fabuły do przodu. Nie gramy wszystkich meczów, tylko wybrane (nacisk położono na Ligę Mistrzów), co nie doprowadziło to do grania ponad 100 meczy w całej zabawie. No i drobnym minusem jest ciągle zliczanie oceny. Raz dostałem minusa za mega główkę, która była z okolic 15 metra a wyjęta w ostatniej chwili z linii bramkowej, a raz dostałem plusa za beznadziejne dośrodkowanie (a plus był za „dobra próba!”).

A co z gameplayem? No… szczerze mówiąc ciężko powiedzieć. Gra strasznie karze graczy grających bardzo topornie, promuje typową Joga Bonito. I to mi się podoba. Ludzie się kłócą „FIFA taka, PES taki”. A ja wam powiem: obie gry nie mają być symulatorami. I nie będą. Gry mają bawić. Przede wszystkim. Mamy krzyczeć na cały głos przy pięknych bramkach, świetnych trickach i koronkowych akcjach. I FIFA i PES to ma. Obie gry to klasa sama w sobie, ale obie gry to poniekąd… arcade – mniej bądź więcej. Plusem jest nowy system precyzyjnego wykończenia. Dodaje pewien powiew świeżości, zmienia przyzwyczajenia. Plusem jest też active touch system, chociaż to tak naprawdę głównie dodanie całych rzędów nowych animacji. Ale za to coś bardzo niedobrego stało się z podaniami. Na początku myślałem, że to tylko, że stary pierd jak ja nie umie już nawet podawać, ale po kilku rozmowach z innymi graczami oraz poczytaniu na necie wyszło, że to większy problem. Otóż – czasem piłkarze podają kompletnie nie tam gdzie chcesz, potrafią zepsuć najprostsze podanie z odległości 10 metrów. Mam nadzieje, że to tylko błąd, który będzie naprawiony w najbliższym patchu. Odchodząc od tematu oficjalnych łatek od EA: dobrze, że w tym roku nie będzie ich wysypu jak ostatnio. Kanada złapała trochę rozumu, w tym roku nie zmieni FIFY 19 łatkami tak jak było to w ostatnich latach. Bo FIFA 18, w którą graliśmy na początku października 2017 nie była tym samym, co graliśmy w czerwcu 2018. No i dodano najfajniejszą rzecz z zeszłorocznego PESa- znacznik drugiego obrońcy (za to PES podkradł system zmian w trakcie meczu, więc plus).

Mimo wszystko tryb FUT ciągle jest bardziej arcade niż reszta gry. Ale w sumie przestało mi to przeszkadzać. Ciężko mi powiedzieć czy nowy tryb Division Rivals zmieni tryb Ultimate Team. Często powtarzam, że FUT to najgorsza i jednocześnie najlepsza rzecz, jaka trafiła się tej grze. Według mnie jest przeładowany trybami i możliwościami. Division Rivals może to zmieni. Może, bo oceniać obecnie Ultimate Team to wróżenie z fusów. Wszystko też zależy od samego EA i ilości wypuszczanych kart. Ciężko coś powiedzieć teraz. Minusem jest za to totalne olanie reszty trybów online. Kompletnie zero zmian. Wiem, że FUT gra 90% ludzi i to kura znosząca złote jaja, ale trzeba trochę odkurzyć inne tryby.

Małą rewolucje zrobiono w taktyce. Wywalono system nastawienia graczy, a zamiast niego wstawiono cały system taktyczny, który na pierwszy rzut oka w meczu wygląda tak samo, jednak pod maską jest on kompletnie przebudowany. W tym momencie możemy ustawić, jako tryb ofensywny w opór napastników, a w defensywnym – cofnąć każdego do obrony. Klikając kilka razy guzik możemy płynnie przejść z 4-3-3 na 5-4-1 itd., Jaki to ma cel? Jak najmniej przerw. Już zeszłoroczne zmiany w trakcie bardzo upłynniły grę. Gdy ludzie nauczą się używać tego systemu, gra praktycznie zacznie być bez przerw. I bardzo dobrze. Minusem może być trochę dłuższe ustawianie taktyki przed meczem, ale taki minus, to nie jest minus.

No i na końcu przechodzę do licencji. W czerwcu spadła na nas bomba atomowa- UEFA podpisała umowę z EA. Mamy Ligę Mistrzów i Ligę Europy w FIFIE! I to tak naprawdę zmiotło sprawy reszty licencji z powierzchni ziemi. I o ile ten pierwszy to cud miód orzeszki to brak hymnu Ligi Europy troszkę zmartwił, (chociaż odgrywana od połowy interpretacja Zadok the Priest (hymn Ligi Mistrzów – przyp. red.) też troszkę drażni). No i pokpiono sprawę Superpucharu Europy, bo ten wygląda jak najzwyklejszy mecz jak np. „Polska Puchar”. No, ale gigantycznym plusem było podłapanie licencji na większość stadionów z Hiszpanii. Podebranie partnerstwa BVB od Konami, małe szczegóły typu obandowanie Bundesligi, scoreboardy dla Ligue 1 czy (wreszcie! EA- czemu czekaliśmy na to aż do licencji na Ligę Mistrzów!) odpowiednie naszywki zależne od turnieju. Szkoda mi trochę Boca Juniors, no i kuriozalnej reprezentacji Brazylii (22 generowanych graczy i… Neymar). Ale nie mamy, co za to winić EA – bałagan w południowoamerykańskiej piłce to norma. Dość powiedzieć, że Brazylia nie należy do FIFPro, więc tam z piłkarzami trzeba negocjować zupełnie inaczej. No i w polskiej ekstraklasie ciągle mamy kwiatki w stylu brak loga bukmacherów na koszulkach. Ja rozumiem, że afera hazardowa wprowadziła takie a nie inne rozwiązanie sytuacji, no, ale mimo wszystko szkoda. Oczywiście nie można uznać tego, jako minus, bo to nie wina EA, że mamy głupie prawo. No, ale to, że część klubów ma logo PKO a część nie – już tak. I trochę lenistwo, bo w sumie to głównie te kluby, które nie zmieniały strojów, wiec przerzuciły tekstury z zeszłego roku.

Powoli zbliżamy się do końca recenzji. Specjalnie i z premedytacją nie wspomniałem o karierze. Bo tam nie ma kompletnie żadnych zmian wprowadzonych specjalnie do trybu…, ale są zmiany. Wychodzące z reszty nowości grze, są też drobne poprawki w samym trybie. Ogólnie cała gra ma drobne poprawki, których naprawdę ciężko wypatrzeć na pierwszy rzut oka. Nie wspomniałem też o grafice. Tutaj tak naprawdę poprawiła się gra świateł, założono nowe filtry (w szczególności niebieskawy w Lidze Mistrzów i pomarańczowy w Lidze Europy. Chociaż mi się wymyśliło odpalić mecz LM o godzinie 12tej i ten filtr ciągle był i lekko zmieniał wygląd gry), oraz chyba EA zaczyna zmieniać twarze na robione w innym systemie. Obecny pamięta jeszcze czasy FIFY 11. Obecnie te twarze zaczynają wyglądać lekko inaczej, pewnie wprowadzenie go będzie widoczne w pełni dopiero w FIFIE 20. No i dodano teraz trochę bardziej skompilowane oprawy kibiców, szkoda, że dla kilku klubów i w sumie te same. Jak będą race, to będzie cacy. Soundtrack… No trzeba przyznać, że muzyka przygotowana przez Hansa Zimmera w trybie Journey to mimo wszystko klasa sama w sobie. W końcu wzięli specjalistę od muzyki filmowej. A sama tracklista? Nie umiem się przyzwyczaić, że w FIFIE nie rządzi już indie rock, ale jest przyjemnie. No i Gorillaz wydało płytę, więc są w grze (tak samo jest z Kasabianem, po prostu w tym roku nie wydali nowej płyty).

Czy FIFA 19 to gra dobra? Tak, nawet bardzo dobra. Nie jest produktem idealnym- takie nie istnieją. Jest świetna. Jest grą ładną, grywalną, z multum trybów i licencji. I to jest najlepsza FIFA, w jaką grałem. I powiem szczerze- nie ma jakiegoś multum mega nowości. 90% tych nowości przez ostatnie 25 lat gry już było. Była Liga Mistrzów, była FIFA Street, Active Touch System też był (tylko inaczej nazwany i trochę na innych zasadach), nawet była pełna licencja na La Ligę, wraz ze stadionami! Ale- to wszystko nigdy nie było na raz. Teraz mamy to wszystko wrzucone do kotła z napisem FIFA 19. Czy taka zupa z pomysłów z ostatnich 25 lat jest smaczna? ALEŻ OWSZEM. Czy ta gra nie zostanie zepsuta? Mam nadzieje, że nie. I mam bardzo dziwne odczucia, co do wersji na Xboxa 360… Już rok temu mieliśmy Edycje Legacy, i według mnie nie powinni dla samej godności silnika, który uratował FIFĘ w 2007 roku wydawać drugiej. W szczególności, że FIFA 18 od FIFY 19 różni się: rosterem, koszulkami i menu. A na Switchu ten sam silnik, a nawet lekko okrojony pociągnął i Ligę Mistrzów i tryb meczów towarzyskich…