Z każdą kolejną częścią FIFA staje się coraz bardziej rozbudowana, kompletna, interesująca. Co roku EA „udoskonala” swój produkt, dodając nowe tryby gry, poprawiając niedoskonałości w trybach już istniejących, czy też wprowadzając inne, drobne poprawki. Właściwie z każdą kolejną FIFĄ, na pierwszy rzut oka, zbliżamy się do ideału wirtualnej piłki kopanej. Tylko czy… na pewno? Co oferuje nam obecnie FIFA? No dobrą sprawę, można powiedzieć, że wszystko. Możemy grać offline sparingi z komputerem, karierę, ćwiczyć na arenie treningowej czy też grać różne ligi i turnieje ze znajomymi. Po podłączeniu PC bądź konsoli do sieci, mamy możliwość rywalizacji w Sezonach (1 vs 1 oraz współpracy), grania internetowych sparingów oraz spróbowania Ultimate Team, który na dobrą sprawę został w tej edycji na tyle rozbudowany, iż mógłby być sprzedawany jako osobna gra. Wydaje się więc, że gra jest ideałem, w którym nie wiele, oprócz słabej pracy serwerów można poprawić, prawda? Nie do końca. Problem z najnowszą FIFĄ, a także z edycją ’16 polega na tym, iż grając w nie, czuję… że gram. Nie potrafię się wczuć, wszystko co dostaje wydaje mi się zrobione w pewien sposób na siłę, tylko dla zysku, i możliwości wprowadzenia nowego hasła reklamowego podczas premiery kolejnej odsłony. Zobaczmy chociażby tak przyziemną rzecz jak soundtrack – nie wiem, czy macie podobnie, ale ja nie identyfikuję tej FIFY z żadną nutą, podobnie jak i FIFY 16. Coś, co kiedyś wydawało mi się nieprawdopodobne, dzisiaj stało się przykrą prawdą. Samo menu gry jest nude, cały czas w tle mamy jeden, ten sam żółty stadion, który w mojej opinii jest po prostu wstrętny. Kolejna rzecz, to sama gra. Jakby to ująć – ta FIFA nie ma już duszy. Każdy mecz jest praktycznie taki sam, różni się tylko wynik. Raz gra da nam strzelić, raz strzeli przeciwnik, jednak wszystko to jest takie „odległe”. Przynajmniej ja tak mam, że grając mecz nie czuję, jakbym grał coś ważnego, tylko w pewien sposób tracił czas. Tryb kariery nie ma głębi, jest tam masa idiotycznych transferów bota plus niesamowicie łaty poziom „Legendarny”, który szybko odstrasza od grania. Za każdym razem, jak wejdę w menu gry, widzę „nowe TW!”, „nowy MOTM”, „promocja na paczki” – nosz kurwa! Mam dosyć, grając w FIFĘ, czuje się, jak typowe, otyłe dziecko z Kaliforni, które nie ma własnego zdania, i zewsząd atakowane jest banerami reklamowymi o zidiociałej treści, mającymi na celu namówić go do wyrzucenia kasy (w błoto). Serio, mam wrażenie, że ta gra powstała TYLKO po to, żeby zarabiać, a nie sprawiać frajdę. I nie zrozumcie mnie źle, wiem, że każde gra, każdy film, serial, komiks czy też nawet w pewien sposób ten artykuł powstaje po to, żeby ktoś mógł zarobić, jednak zawsze na równi z zarobkiem powinna iść idea stworzenia czegoś wartego porządanych pieniędzy. W mojej opinii, ostatnią FIFĄ, która miała duszę, była ’11. Tu – zanim zaczniecie dalej czytać, mam prośbę, odpalcie sobie na chwilę ten filmik (nie mojego autorstwa, rzecz jasna). https://www.youtube.com/watch?v=p1HEzbnN2cM Czujecie to? Klimat dosłownie wylewa się z ekranu monitora, mimo, iż są to tylko urywki z gry piłkarskiej! Ten krótki, dwu minutowy klip idealnie przedstawia to, czym była tamta FIFA. W zasadzie, to nawet nie wiem, czy po prostu tamten okres nie był ostatnią oznaką romantyzmu w football’u – zarówno wirtualnego, jak i tego na prawdziwych boiskach. Jedenastka nie miała tak rozbudowanego FUT’a, własnego Instagrama; nie angażowała aktorów Rodzinki.pl 😉 w reklamy itd. A jednak, ja zapamiętałem ją najbardziej ze wszystkich. Dobra, obejrzyjcie tamten filmik jeszcze raz. Już? Też to widzicie? Zgadza się, FIFA 11 miała WŁASNY styl graficzny. I nie, nie mówię tu o rewolucji silnika graficznego, i o tym że z roku na rok każda gra wygląda ładniej. Mówię o zupełnie innej palecie barw niż poprzednie i obecne fify, innym przedstawieniu modeli piłkarzy oraz oświetleniu. Jak dla mnie grafika tamtej gry jest magiczna, i najbardziej zbliżona do tego, co oglądałem w 2011 na Polsacie. Nie ma prawie różnicy. Obecnie jednak, mimo tych wszystkich frosbitów i innych kurestw – nigdy nie pomylę fify z prawdziwym meczem. Pomijając grafikę, FIFA miała wtedy własną muzykę, tj. taką, która była… spójna, nie było przypadkowego utworu, który był po prostu tanio kupiony i na siłę wrzucony do gry. Zresztą, porównajcie soundtrack 17 z Ace of Hz, Sun in my pocket czy też Paper Romance. Przecież to, co słyszałem z głośników podczas gry w „11 było magiczne, niezwykłe, i niesamowicie klimatyczne, właściwie, to tamte utowory z FIFY zrobiły coś więcej, niż tylko grę w piłkę, każdy mecz poprzedzony odpowiednią nutką był małym świętem… https://www.youtube.com/watch?v=74cQF2ebgOM https://www.youtube.com/watch?v=84_3CCqvljA https://www.youtube.com/watch?v=pLVAdzSViR8 Jasne, można się kłócić, która fifa miała najlepszy gameplay, która to a która tamto, nie twierdzę, że nie, sam jestem zdania, że ’13 to najlepsza kopanka na rynku pod względem rozgrywki. Jednak ani ona, ani jej następczynie nie dorównały nigdy 11. Grze stworzonej z pasji, nie dla pieniędzy, tylko dla graczy. Grze, który chyba nieśmiadomie była ostatnim tchnieniem szeroko pojętego romantyzmu w naszym ukochanym sporcie i grze. PS. Skąd wiem, że grę stworzono z pasji? To czuć, dosłowie, czuć, że ’11 robili ludzie, którzy kochali to, co robią, tacy ludzie, którzy chcą, żebyśmy my pokochali to, co zrobili. PS2. Odnośnie grafiki w fifie, wstawię wam poniżej screena z fify 17 i 11 i 12. Sami oceńcie, co wygląda lepiej i oryginalniej 🙂 Plus jeszcze bonus – wygląd piłkarzy z bliska i mówicie co chcecie, ale dla mnie to wygląda niesamowicie 😛